Kryzys w małżeństwie. Kryzys może dotknąć każdego małżeństwa, niezależni. Hipokryta - kim jest, zachowanie, jak żyć z hipokrytą i jak go rozpoznać. Hipokryta to człowiek, który nieustannie udaje kog Pierwszy kryzys w związku. Pierwszy kryzys w związku może nastąpić po różnym czasie. Niekiedy jest to kilka miesięcy, często rok – wiele zależy od tego, jak w tym czasie zmieniły się inne okoliczności naszej relacji, np. czy zaczęliśmy razem mieszkać. To, co wspólne dla pierwszego kryzysu w związku, to jego podłoże. Kryzys w małżeństwie po 6-10 latach – najczęstsze przyczyny. Kiedy mija kilka lat po ślubie jedne problemy odchodzą, a ich miejsce zajmują kolejne. Kryzys w małżeństwie po 6-10 latach z reguły dotyczy najczęściej braku spontaniczności, rzadkich uniesień namiętności i narodziny kolejnych dzieci. Jeśli kryzys w małżeństwie jest bardzo poważny i nie potraficie sobie poradzić sami, warto skorzystać z pomocy specjalisty. Terapia małżeńska może pomóc w znalezieniu sposobów na naprawę związku i poprawienie komunikacji między wami. Zawiódł moje zaufanie. Chciałam przeczekać i przeprowadziłam się z dziećmi do naszych przyjaciół. Mamy córeczkę, która ma 3,5 lata i synka, który urodził się w czerwcu 2014 roku. On Vay Tiền Nhanh Chỉ Cần Cmnd Nợ Xấu. Mam na imię Basia. Mam 26 lat. Od ponad 3 lat jestem w związku. Na wstępie krótko opowiem o nim by wyjaśnić na czym polega problem. Ja i mój partner poznaliśmy się przez Internet. Na początku gdy zaczęliśmy się spotykać nie byłam do niego przekonana. Później wspólne rozmowy i ciągły kontakt sprawił, że postanowiłam mu dać szansę. Widywaliśmy się tylko w weekendy ze względu na to, że dzieliło nas 70 km, Mój partner ma nietypowy zawód, jest Rolnikiem, mieszka z rodzicami na niewielkiej wsi i prowadzi z ojcem gospodarstwo rolne, ma 28 lat. Ja zawsze kochałam miasto w którym mieszkałam, miałam w około znajomych, pracę, zajęcia, byłam w miarę zadowolona ze swojego życia. Ale nie potrafię być długo sama. Po każdym związku który kończyłam zawsze ja za chwilę pojawiał się kolejny facet, któremu dawałam szansę mimo, że coś w nim mi nie pasowało. A trochę już tych związków miałam, niektóre trwały krótko, najdłuższy w którym jestem teraz. Mimo, że od początku wiele osób mi mówiło, że ja się nie odnajdę z rolnikiem, że to nie moja bajka, oczywiście musiałam spróbować. A bo był opiekuńczy, dobry i się dogadywaliśmy… Jeździliśmy do siebie nawzajem co weekendy, czasem rzadziej, ogólnie układało nam się razem. Po 1,5 roku razem oświadczył mi się. Byłam przeszczęśliwa, czułam, że to facet z którym chcę spędzić resztę życia, bo on mi da stabilizację i poczucie bezpieczeństwa. Po zaręczynach zdecydowaliśmy się zamieszkać razem, ale ze względu na jego zawód istniała tylko jedna opcja-moja wyprowadzka do niego. Bardzo dużo myślałam na ten temat czy dobrze robię, bardzo się tego bałam, całkowicie obce miejsce, wieś, zmiana pracy, zmiana życia, brak znajomych, no i jego rodzice z nami w jednym domu. Zmęczona ciągłymi dojazdami do siebie bardzo chciałam go mieć przy sobie, ale przeprowadzka i zmiana życia była dla mnie bardzo ciężkim wyborem, jednak zdawałam sobie sprawę, że albo to zrobię albo nasz związek nie może dłużej trwać. Mimo, że wszyscy mi odradzali zaryzykowałam i przeprowadziłam się. Pierwszy miesiąc bez pracy był dla mnie ogromnym kryzysem, jednak gdy dostałam pracę wpadłam w codzienność. Między nami nie było już tak super jak wcześniej. On przychodził w ciuchach roboczych, nie miałam nawet jak się do niego przytulić, sprawy łóżkowe stały się rutyną, wręcz czułam, że w ogóle ich nie potrzebuję. Trzeba było zająć się planowaniem ślubu. Na dzień dzisiejszy uważam, że mogliśmy w tym narzeczeństwie trochę być, ale rodzina tradycyjna, jak mieszkamy razem to trzeba się pobrać. Termin ślubu mieliśmy akurat w dniu kiedy wypadała nasza trzecia rocznica związku. Im bliżej ślubu tym większy stres i więcej obowiązków. Mój Partner wpadł w rytm pracy, późno wracał jak już spałam, a wstawał jak jeszcze spałam. Ja i w pracy i poza pracą zajmowałam się szukaniem wszystkiego co związane z weselem. Pod koniec byłam już zmęczona i miałam dosyć tematu ślubu, chciałam żeby to wszystko się odbyło i mieć to z głowy. Bardzo się wtedy od siebie oddaliliśmy, sprawy łóżkowe stawały się świętem, czułam się jakbyśmy mieszkali obok siebie, mijali się nawzajem, bez rozmów, bez czułości, bez komplementów, bez zaskoczenia, bez spontaniczności. Ślub był piękny, wszystko odbyło się prawie idealnie. Byłam bardzo szczęśliwa i czułam się naprawdę wyjątkowo. Zaraz po ślubie wyjechaliśmy w góry na tydzień. Niestety na drugi dzień dowiedzieliśmy się, że zmarła babcia z którą mieszkaliśmy, więc wyjazd się skrócił. Tam też nie mieliśmy bujnego pożycia małżeńskiego. Od razu musiałam wrócić do pracy, on do swoich obowiązków i w sumie wszystko wróciło do normy, czyli szara rzeczywistość. Żadne z nas nie zaalarmowało żeby coś zmienić! Trwaliśmy w tym oboje i oboje robiliśmy ten sam błąd. Dwa miesiące po ślubie. Zostaliśmy zaproszeni na ślub znajomych. Całą imprezę się świetnie razem bawiliśmy, pod koniec już trochę byliśmy oboje wcięci można tak to nazwać i wtedy mój Mąż podszedł do mnie z jakimś facetem i powiedział do niego: Poznaj moją Żonę. Na co ten chłopak: Miło mi, piękna jest…. A mnie zamurowało. Widziałam go wcześniej i nawet mi się spodobał wizualnie, ale nie miałam okazji go poznać, a tu mój mąż sam mi go przyprowadził. Poprosił mnie do tańca, ja wcięta powiedziałam mu jakieś rzeczy typu, że już wcześniej go widziałam, że zwrócił moją uwagę, że wzroku od niego nie mogłam oderwać… gdzie ja nigdy takich rzeczy obcemu nie mówię! Coś w nim było niesamowitego, coś co mnie strasznie do niego ciągnęło… Mieliśmy się znaleźć na facebooku. Po weselu nie mogłam o nim zapomnieć, czekałam z niecierpliwością żeby mnie znalazł, ale niestety minął pierwszy, drugi, trzeci dzień i nic… Czwartego dnia w końcu mi się udało go znaleźć, dodałam go do znajomych. Napisał wiadomość… i tak to się zaczęło… pisanie bez końca po kryjomu przed mężem… Czułam mega ekscytację. Wiedziałam, że robię źle, ale mimo tego nie potrafiłam się powstrzymać. Zaproponował kawę, miałam obiekcję czy się z nim spotkać, ale pomyślałam, że może jak na trzeźwo spojrzę na niego to się zniechęcę i będzie po sprawie. Niestety wyszło całkiem odwrotnie. Bardzo mi się spodobał i mieliśmy o czym rozmawiać… nasze pisanie nie miało końca, a ja wpadałam z kłamstwa w kłamstwo żeby mąż się nie dowiedział co robię. Wymyślałam przeróżne rzeczy żeby móc się wyrwać i się z nim spotkać. Pierwszy dotyk, przytulenie, pierwszy pocałunek, te komplementy z jego ust, te miłe słowa… dostawałam to wszystko czego nie miałam w domu, czułam się jak najszczęśliwszy człowiek na świecie, jak nastolatka. Na szczęście do spraw łóżkowych nie doszło między nami, ale i tak mogę powiedzieć, że spotykając się z nim zdradziłam męża. Nie czułam poczucia winy, on był moją odskocznią, adrenaliną, i widziałam jak też na mnie patrzy i że też mu zależy na tym wszystkim. Gdy pytałam dlaczego spotyka się z mężatką odpowiedział, że on sam nie potrafi tego odpowiedzieć, że to jest sprzeczne wbrew jego regułom, zasadom. Dopiero któregoś dnia w domu wybuchła awantura i wtedy usiadłam z mężem by porozmawiać, że coś się między nami zmieniło już od dawna, że czegoś brakuje. W sumie zgadzał się ze wszystkim tym co mu oznajmiłam. Daliśmy sobie miesiąc na poprawę. Wtedy zadzwoniłam i powiedziałam Panu X że to koniec, że musimy przestać się widywać i kontaktować. Pamiętam jak płakałam… codziennie automatycznie patrzyłam na Tel czy nie mam wiadomości, czułam ogromny smutek, ciągle o nim myślałam, nie chciałam się już starać dla męża. Po tygodniu jednak napisał znowu, ja nie potrafiłam się oprzeć i znowu zaczęłam z nim konwersację. Spotykaliśmy się znowu po kryjomu, widziałam jaki był stęskniony i zapatrzony we mnie. Niestety sumienie zaczynało mnie gryźć, czułam się okropnie, bo widziałam jak mój mąż się stara żeby wszystko było dobrze, zaczął z powrotem okazywać mi uczucia, mówić miłe słowa, niespodzianki robić… a ja tego wszystkiego nie chciałam. Rzuciłam pracę. Siedziałam w domu i szukając nowej roboty popadłam w totalny smutek i bezradność. Stwierdziłam, że tak się dłużej nie da żyć. Wyznałam mężowi, że nie wiem co się dzieje ale ja nic do niego nie czuję, że przeszkadza mi jak mnie przytula i okazuje czułość, że dlatego sama ciągle gdzieś wychodzę, bo mam go dosyć. Wiem, że strasznie go to bolało, ale mimo to nie poddawał się i dalej próbował odbudować we mnie uczucie. Ja niestety dłużej tak nie mogłam i wyjechałam na tydzień do mojej mamy do UK żeby z dala wszystko przemyśleć. Będąc tam stwierdziłam, że muszę od niego odejść, że nie wyobrażam sobie dalszego życia na wsi, i życia w ciągłym kłamstwie. Gdy wróciłam nie dałam rady tego uczynić, był tak kochany i dobry dla mnie, że nie potrafiłam mu tego powiedzieć prosto w twarz. Radziłam się różnych osób, co zrobić… Ja się dusiłam w tym domu, mąż obdarowujący mnie głębokim uczuciem, brak pracy, brak zajęć, tęsknota za Panem X… czułam się pod kloszem. Zasugerowałam, że może powinnam się wyprowadzić na jakiś czas, przemyśleć z dala różne rzeczy, uznał, że razem powinniśmy rozwiązywać problemy i spróbować się zbliżyć do siebie. Drugi raz potem to samo zasugerowałam, że nie powinniśmy mieszkać z rodzicami, że nie czuję się jakby to był mój dom, brak prywatności,że każdemu muszę się tłumaczyć gdzie wychodzę, że może jakbyśmy osobno mieszkali by było lepiej… ale to nie wchodzi w grę ze względu na jego zawód. Pewnego dnia pojechałam do Pana X by mu powiedzieć jak wygląda u mnie sytuacja w domu i że musze wybrać czy zostaję z mężęm i naprawiam czy się wyprowadzam i odchodzę od niego. Był w szoku, powiedział, że nie będzie się odzywał, jak sobie poukładam swoje sprawy to się sama odezwę jak będę chciała. Tydzień później impreza rodzinna, w której nie chciałam uczestniczyć, powiedziałam, żeby Mąż poszedł beze mnie. Wykorzystałam moment kiedy nikogo nie było w domu, spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy i pojechałam do koleżanki. Napisałam mu tylko smsa, że musiałam to zrobić, żeby się przez jakiś czas ze mną nie kontaktował, że muszę odetchnąć i przepraszam. Jestem już u niej tydzień i nie wiem co zrobić ze swoim życiem. Nie chcę wrócić do domu, nie tęsknię za mężem, może bardziej jest mi żal tego wszystkiego, że przecież 4 miesiące temu wzięliśmy ślub, a ja czuję się jakby bez uczuć do niego. Dzisiaj się z nim widziałam, nawet nic we mnie nie drgnęło jak go zobaczyłam. On mi się chyba już nawet fizycznie przestał podobać. Czuję się jakbym wszystkie uczucia przelała na Pana X, może to złudne, bo pewnie to zwykłe zauroczenie, ale gdzie jest miłość którą się kierowałam? Jest mi w stanie ofiarować wszystko, miłość, czułość, poczucie bezpieczeństwa, dom ( ale ten w pakiecie z teściami) w którym chce wszystko u góry osobno zrobić żebym to ja się czuła dobrze, po prostu ocknął się i nagle zmiana w idealnego męża. A ja tego wszystkiego nie chcę… niby chcę i potrzebuję ale chyba nie od niego, ale jesteśmy małżeństwem, powinniśmy walczyć o związek… właśnie, co zrobić… planowałam znaleźć pracę i wynająć mieszkanie blisko pracy i zacząć życie na nowo, ale to się wiąże z rozwodem… Żeby było tego mało, muszę się zastanowić czy chcę podpisać rozdzielność majątkową… bo kupuje ziemię na kredyt, a ja powiedziałam, że nie chcę takich kredytów… I wiadomo, że taka rozdzielność też nas podzieli nawet jak będziemy chcieli dalej próbować. On chce żebym do niego wróciła, ja mam mętlik w głowie, bo Pan X ciągle w niej siedzi… Ale małżeństwo… przysięga którą złamałam… żal… lęk, że popełniam błąd… że mogę mieć wszystko, a nie doceniam… Wychowałam się bez ojca, moja mama miała różnych partnerów, może to ma jakiś wpływ na moje decyzje w życiu… miałam ciężkie dzieciństwo, czasami nie wiem o co mi samej chodzi, rozsądek mówi, żeby zostać przy mężu, serce żeby odejść… Czuję się rozdarta… a Męża mi strasznie szkoda… czy uczucie do niego jeszcze we mnie gdzieś głęboko siedzi? Forum: Dla starających się Jeśli w małżeństwie od dłuższego czasu dzieje się źle (nie mam na myśli drobnych sprzeczek, ale poważny konflikt), tylko czasami atmosfera jest lepsza, to czy staranie się o dziecko ma jakikolwiek sens? Czy z obserwacji (lub doświadczenia) potraficie okreslić czy pojawienie się dziecka faktycznie tylko pogłębia istniejące problemy (jak sie powszechnie sądzi) czy może jednak nie? Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że to wszystko zależy od rodzaju problemów w małżeństwie, od chęci dwojga ludzi, ale bardzo jestem ciekawa Waszych opinii. Pozdrawiam ciepło. Widok (11 lat temu) 17 stycznia 2011 o 00:14 czy dopadło to Was? u nas chyba tak, a jesteśmy po ślubie prawie 5 lat. Jak go pokonać? co radzicie? 0 0 (11 lat temu) 17 stycznia 2011 o 01:22 kryzysy są normalne, wręcz oczekiwane w małżeństwie - można się dzieki nim wzmocnić jako związek, ale można też na nich polec - jak przy każdym trudnym zadaniu. Nie ma na to jednej recepty, bo każdemu związkowi co innego "dolega", ale warto poszukać gdzie się zaczeło, co nie działa, postawić "diagnozę". To podstawa i to przychodzi często najtrudniej. A potem wolą dwóch osób (rozmowa, rozmowa, rozmowa) zebrać pomysły jak to zmienić, naprawić, odnowić. Najważniejsze i najpotrzebniejsze jest ZAANGAŻOWANIE... 3 0 (11 lat temu) 17 stycznia 2011 o 05:33 skorupka chetnie z toba pogadam 1 0 ~KL (11 lat temu) 17 stycznia 2011 o 06:34 ja też popieram fakt ,że to całkiem normalne :) czasem dopada na s dół -wydaje mi się ,że bierze się to stąd ,że często tak jest ,że nasze życie to taka trochę monotonia-praca,dom,dziecko czasem wyjście ale generalnie ciągle to samo i czasem tak się zbiera ,zbiera i uzbiera kryzys :)głowa do góry to minja naprawdę z to mija po paru dniach 0 0 ~mi (11 lat temu) 17 stycznia 2011 o 08:06 a ja uważam, że samo nie mija u nas było tak - tez czekaliśmy az samo sie rozwiąze nawet rozmowy nie pomagały niestety - i jedno szczescie ze oboje podjelismy decyzje ze potrzebujemy pomocy osób trzecich którzy sie tym zajmują profesjonalnie od sierpnia uczeszczamy na terapie 2 razy w miesiącu mamy spotkania i wiem ze gdyby nie to nie byłoby szansy dla nas 0 0 ~ja (11 lat temu) 17 stycznia 2011 o 08:21 ..........za 4 godz mam sprawe rozwodową takie kryzysy różnie sie kończą byłam zona 3 lata 0 0 ~mmm (11 lat temu) 17 stycznia 2011 o 08:50 Najważniejsze, wg mnie, jest podejście na starcie zmagania się z problemem. Jeśli mamy taką filozofię, że jak się nie udaje, to po co się męczyć, lepiej się rozejść, to praca nad związkiem, nawet przy pomocy specjalistów, może niewiele przynieść. Jeśli priorytetem jest dla nas małżeństwo, to jesteśmy w stanie dużo zrobić, by kryzys przetrwał. Nie mówię tu o jakimś uporczywym tkwieniu w czymś co i tak sensu nie ma. Jednak czasami warto powalczyć, chociaż sukces wydaje się nierealny. Mąż i ja wiemy co to kryzys. Bywało źle ale dla nas priorytetem jest rodzina i zawsze staramy się zrobić wszystko, by było lepiej. U nas działa. Mamy świadomość, że nie wszystko za nami, że może nas jeszcze dopaść kryzys. Postanowiliśmy, że minimum dwa razy w roku gdzieś pojedziemy na wakacje, czasami dłuższe, czasami kilkudniowe - wiadomo, z finansami i czasem wolnym różnie jest. Dla nas to lekarstwo idealne. Momentami rutyna, codzienność nas dobija, wręcz warczymy na siebie. Wystarczy spakować się, pojechac gdzieś na trzy dni i wracamy spokojniejsi, szczęśliwsi do domu. W naszym przypadku to działa idealnie. Ważne, by wyjechać w inne miejsce, odpocząć od codziennych spraw. Acha, małe dzieci nie są problemem (bo zaraz ktos mi napisze, że nie ma gdzie ich zostawić). My jedziemy z dziećmi. Może jest trochę trudniej, trochę mniej zwariowanie ale dla nas to akurat nie problem bo oboje jesteśmy zakochani w swoich dzieciach. I wolimy pomęczyć sie z nimi, niż pojechac bez nich i ciągle zastanawiać się, co robią. 1 0 ~mama (11 lat temu) 17 stycznia 2011 o 12:40 tak roznie sie koncza czasem jak w moim przypadku on czekal az ja podejme decyzje o rozstaniu jak czas pokazal tylko o to mu chodzilo bylam zona ponad 3 lata 0 0 ~skorupka76 (11 lat temu) 25 stycznia 2011 o 21:30 pogadam jak wrócę, teraz wyjechałam z dziećmi do rodzinki 0 0 do góry Strony 1 Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź 1 2010-05-15 22:54:48 agatka567 Niewinne początki Nieaktywny Zarejestrowany: 2010-05-15 Posty: 2 Temat: KRYZYS W MAŁŻEŃSTWIENa początku chciałabym powiedzieć wszystkim cześć Właściwie to nie wiem od czego zacząć... Moje małżeństwo trwa przeszło 6 lat, razem jesteśmy 9 lat. Na początku było super. Wręcz wymarzony człowiek na męża , ojca, kochanka. PO 2 latach znajomości zaręczyliśmy się, i po 3 m-cach zaszłam w ciążę, wzięliśmy ślub. Po urodzeniu córeczki, mąż bardzo mi pomagał, do roku to on zajmował się córką w nocy, mimo że to ja nie pracowałam, a on. Spacery, śniadania i oddanie siebie, była po prostu najszczęśliwszą matką , żoną na świecie. Córka nam rosła, mąż już chyba wtedy pomału , zaczął wychodzić beze mnie , np. z kolegami do baru. Na początku nawet nie śmiałam mu robić awantur, przecież tyle mi pomagał , jemu też należy jakaś forma relaksu. I zaczęło coraz częściej, później już nie miałam zbytniego wpływu, po prostu wychodził. Wróciła, do pracy, jakoś to się uspokoiło, mąż zaczął być zazdrosny, głupio to zabrzmi ,ale o pracę. Ze dużo czasu się jej poświęcam, etc. Zaczęłam szperać mężowi w telefonie, znalazłam kilka sms-ów , które zrobiły z naszego życia piekło. Wytłumaczył się, zaufałam. Po wielu latach odnowiłam znajomość z chłopakiem, z którym byłam przed mężem, szczerze to czułam się dobrze pisząc z nim, kiedy mąz wychodził ja siadałam i pisałam, później zaczęliśmy do siebie telefonować. Po kłótni z mężem , telefon do niego była dla mnie ukojeniem. Nie myślcie że telefony były codziennie i pisanie, sporadycznie , on też założył rodzinę , więc mieliśmy ograniczenia. Moje małżeństwo miało raz wzloty raz upadki, miałam dosyć wychodzenia, dziwnych telefonów, smsów, dlatego też coraz mniej zaczęło mnie ruszać , że on znowu wychodzi. Teraz pokłóciliśmy się z mężem, wyprowadził się, na początku ogarnął mnie smutek, później, ulga. Wyprowadzał się już parę razy, zawsze ja prosiłam ,aby wrócił. Teraz mam wrażenie , że źle zrobiłam, po prostu wzięłam na siebie całą winę, nieważne kto wtedy tak naprawdę był winien. Straciłam tez zaufanie do niego, a on też nie zrobił nieczego , żeby to zmienić. Wiele razy w kłótniach wypominał mi ze próbował, miał plany na wspólny weekend, ale ja swoim zachowaniem je zmieniłam, zmęczyło mnie takie podejście gówniarza. Teraz jestem sama, mamy kontakt, był dzisiaj , ale nie wiem czego już sama chcę. Gdzieś tam jest we mnie strach przed samotnością, czy dam radę, a z drugiej strony przyzwyczajenie, wstyd, żal i ból że odszedł , będzie lub ma inna, będzie się z nią spotykał. Wiem, ze zawsze wina leży po połowie, ale podobno jeśli się kocha, to ... Lżej mi , że mogłam się z kimś tym podzielić, chciałabym poznać Wasze zdanie, poradę . pozdrawiam 2 Odpowiedź przez kicia13042 2010-05-15 23:08:31 kicia13042 Powoli się zadomawiam Nieaktywny Zarejestrowany: 2010-05-15 Posty: 52 Wiek: 25 Odp: KRYZYS W MAŁŻEŃSTWIEzaufania juz niestety nie odbudujesz nigdy, tym bardziej ze wiesz jesli wrocicie do siebie on nadal bedzie utrzymywal kontakt z inna, ale to prawda to nie jest jej wina tylko wasza, kiedy on pokazal ci zazdrosc i ze cos jest nie tak ty pocieszalas sie kolega sprzed lat tzn on byl twoim wybawienien ok, ale jesli szukasz winnych to zacznij od siebie i jego, jesli chcesz z nim byc tylko bo boisz sie byc sama to odpusc sobie bo nigdy nie bedziecie juz szczesliwi... 3 Odpowiedź przez Lilusia50 2010-05-15 23:09:27 Lilusia50 Netbabeczka Nieaktywny Zarejestrowany: 2010-05-10 Posty: 430 Wiek: metryka zaginęła Odp: KRYZYS W MAŁŻEŃSTWIE Agatko, wygląda na to, że sama pobałaganiłaś w swoim życiu. Najbardziej mnie przeraża, że piszesz, że nie wiesz, co masz zrobić. Ale chyba jesteś konsekwentna w swoim postępowaniu ? Jeśli znalazłaś sobie przyjaciela, który pocieszał Cię w tajemnych rozmowach, to czemu szukałaś tego pocieszenia poza domem ? Dla mnie to oczywiste. To, co za nami, i to, co przed nami, ma niewielkie znaczenie w porównaniu z tym, co jest w nas. 4 Odpowiedź przez agatka567 2010-05-15 23:18:31 agatka567 Niewinne początki Nieaktywny Zarejestrowany: 2010-05-15 Posty: 2 Odp: KRYZYS W MAŁŻEŃSTWIE Lilusia50 napisał/a:Agatko, wygląda na to, że sama pobałaganiłaś w swoim życiu. Najbardziej mnie przeraża, że piszesz, że nie wiesz, co masz zrobić. Ale chyba jesteś konsekwentna w swoim postępowaniu ? Jeśli znalazłaś sobie przyjaciela, który pocieszał Cię w tajemnych rozmowach, to czemu szukałaś tego pocieszenia poza domem ? Dla mnie to nie dokładnie przeczytałaś, a poza tym ciekawa jestem czy masz takie super poukładanie życie? Mam wrażenie , że miało mnie to pogrążyć a nie pomóc. Dziękuje za wypowiedź 5 Odpowiedź przez Lilusia50 2010-05-15 23:50:22 Lilusia50 Netbabeczka Nieaktywny Zarejestrowany: 2010-05-10 Posty: 430 Wiek: metryka zaginęła Odp: KRYZYS W MAŁŻEŃSTWIE Agatko, nie miałam najmniejszego zamiaru Cię pogrążyć, tak zrozumiałam, to, co napisałaś. To, co za nami, i to, co przed nami, ma niewielkie znaczenie w porównaniu z tym, co jest w nas. 6 Odpowiedź przez Yvette 2010-05-16 09:05:04 Yvette 100% Netkobieta Nieaktywny Zawód: Psychologia, edukacja Zarejestrowany: 2009-03-13 Posty: 2,915 Wiek: 29 Odp: KRYZYS W MAŁŻEŃSTWIE Agatko, nie denerwuj się, dziewczyny chcą Ci tylko pomóc, a nie obrazić. Nie widzę złośliwości w ich komentarzach. Pozdrawiam, moderatorka Yvette ... Mam serce w ogniu i niewiele mam w tym życiu czasu, by żałować czegoś...REGULAMIN Forum - przeczytaj 7 Odpowiedź przez Kobietka48 2010-05-16 09:28:53 Kobietka48 Netbabeczka Nieaktywny Zarejestrowany: 2010-03-20 Posty: 483 Odp: KRYZYS W MAŁŻEŃSTWIEPrzyznam sie szczerze,że ja nie za bardzo rozumie o jaka rade prosisz? Mąż filirtował,Ty też. Mąż odszedł i Ci ulzyło,ale za chwile piszesz,ze masz obawy...Jezeli zależy ci na małrzeństwie,to umów sie z mężem i pogadajcie,a jezeli juz nie chcesz z nim być,to zamknij rozdział. 8 Odpowiedź przez kicia13042 2010-05-16 10:31:30 kicia13042 Powoli się zadomawiam Nieaktywny Zarejestrowany: 2010-05-15 Posty: 52 Wiek: 25 Odp: KRYZYS W MAŁŻEŃSTWIEżadna z nas nie pogrąża cie, każda z nas ma problem jedna mniej bolesny druga bardziej, Agatko zastanów sie nad swoim życiem czy warto poświecac sie na reszte życia przynajmniej ja to tak rozumiem bo zaufania juz do siebie nie macie wiec co was trzyma?zastanówcie sie oboje czy dacie rady to zwyciezyc, jesli tak spróbujcie od początku. ja życzę ci jak najlepiej 9 Odpowiedź przez La Que Sabe 2010-05-16 11:21:35 La Que Sabe Netbabeczka Nieaktywny Zawód: Czarownica ;) Zarejestrowany: 2010-03-14 Posty: 410 Wiek: 30 pluszzz Odp: KRYZYS W MAŁŻEŃSTWIE Agatko, a ja odbieram twojego posta jak prosba o pomoc, dwoje kochających sie ludzi, gdzie pogubiło sie , zapomnialo jak wyglada szczera dobra rozmowa. Aga, zapros meza na wspaniala kolacje przy swiecach i spytaj jego (oczywiscie siebie wczesniej) czy pragniecie p r a c o w a ć cięzko, pracować nad odbudową jedno chce - to cięzka sprawa, nie wiem co ci radzić, ale jeśli oboje to bierzcie się do zasady rozmowy : szczerość nawet do ostrego bólu, wspólny cel jaki chcecie osiągnąć i co odbudujecie może być dużo piękniejsze i mocniejsze od tego co było, oboje w trakcie związku zmieniliście się i teraz macie szanse na pełne poznanie siebie . PRZECIEŻ TAK WIELE WAS ŁĄCZY. "Człowiek, który ma serce, niczego nie może stracić, gdziekolwiek by się znalazł" Strony 1 Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź wszystkie Ginekologia Ortopedia Neurologia Dietetyka więcej Jak rozmawiać z mężem, aby uratować małżeństwo? Witam, mam 30 lat jestem mamą dwóch cudnych chłopców i żoną, do niedawna szczęśliwą. Do niedawna, ponieważ od jakiegoś czasu przestaliśmy z mężem rozmawiać, dodam ze mąż pracuje za granicą juz 5 lat a w sumie 8 jesteśmy małżeństwem. Fakt... Czy decyzja o rozstaniu z żoną była słuszna? Witam. Problem dość złożony. Mieszkam wraz z żoną i dwuletnim dzieckiem (synem) zagranicą. Nie mamy tutaj nikogo bliskiego, jesteśmy dwa lata po ślubie i nic nie układa się tak jak powinno. Moja żona jest osobą wulgarną agresywną nie potrafi nawet... Czy powinienem ratować moje małżeństwo? Moja żona twierdzi że już mnie nie kocha i że nie chce ze mna być. Na każde moje próby rozmowy na temat ratowania związku wybucha agresją. Gdy proszę żeby dała nam czas zaczyna się kłótnia. Wyzywa mnie od najgorszych. Mowi... Jak mam poprawić stosunki ze swoją żoną? Dzień dobry Mam 33 lata. Jestem żonaty od 8 lat. Żonę znam od 14 lat. Wszystko zaczęło się bardzo romantyczne. Poznaliśmy się w pracy, szybko, zaczęliśmy spotykać. Od początku była osobą nerwową. Obrazala się o byle głupoty. Kochaliśmy się i... Brak satysfakcji ze związku Witam. Jestem z żoną od ponad 14 lat. Z każdym rokiem mniej nas łączy. Czuję się jakbym był tu z przymusu. Mamy dwójkę dzieci w wieku 9 i 12 lat. Ze względu na nich nie chce się wyprowadzać. Nie kocham już swojej żony. Co mam robić? Jak naprawić relacje z żoną i córką? Dzien dobry , nazywam się Matausz , od 13 lat za granica z moja kobieta , od 6 lat żonaty od dwóch lat mamy córeczkę. Żona pragnęła tego dziecka tak samo jak ja , lecz niedawno dowiedziialem się ze od... Jak zawalczyć o nasze małżeństwo? Witam. Jestem po ślubie 4lata mamy 2 letniego syna. Nie dogadujemy się większość kłótni spowodowane są przez naszego synka. Ja niekiedy staje w obronie malucha i gdy to robię kończy się nie przyjemna kłótnia. Myślę. Na nad rozwodem lecz jie... Co robić, gdy mąż chce ode mnie odejść? Mój mąż pracuje za granicą. Pewnego dnia oznajmił mi, że już mnie nie kocha, coś się wypaliło, uczucie umarło. Ma depresję i całkiem wyparł mnie ze swojej głowy i się rozstać. Nie docierają do niego moje prośby i argumenty.... Dlaczego mąż chce odejść? Dlaczego mąż chce odejsc? Jesteśmy razem ponad 8lat mamy dwójkę poklocilismy się mąż w tym czasie pojechał w delegację i na drugi dzień od wyjazdu doszliśmy do porozumienia powiedział co mu nie odpowiada ja powiedziałam co nie odpowiada mi... Dlaczego mąż tak dziwnie się zachowuje? Witam, jestem w małżenstwie roku. Mój mąż dziwnie się zachowuje. Oszukuje mnie w sprawach finansowych, ma dlugi, gdy wytykam mu klamstwo broni sie wymyslajac na mnie różne historie ktorych nie było, zawsze probuje odwrócić kota ogonem. Mam wrażenie że... Co zrobić w przypadku rozwodu z żoną? Witam. Jestem zalamany i niewiem co i jak mam robić. Jestesmy 5 lat po slubie i mamy córke 8 lat. Żona chce rozwodu bez orzekania o winie. Winni jestesmy oboje bo zaniedbalismy Kocham żonę i niechciałbym rozwodu. Ale niepotrafie... Czy warto ratować takie małżeństwo? Mam pytanie mój problem polega na tym ze mam kryzys w malzenstwie. nie mamy dzieci . Mąż niechcenia ich mieć dawniej chciał ale miałam problem zdrowotny. Oddaliśmy sie od siebie .ciągle mnie odpycha unika nie zwraca na mnie uwagi . Mówi ze chce być sam. Czy warto ratować takie małżeństwo? Jak poradzić sobie z nieustanną kłótnią rodziców? Cześć mam 18 lat. Od razu przepraszam za błędy. Mam duży problem... moi rodzice się kłócą, w sensie bardziej niż zwykle. Jakieś 2 tygodnie temu mój tata kupił sobie auto (mieliśmy już jedno i po groźbach że odetnie wypłatę i...

kryzys w małżeństwie forum