W latach 30. XX wieku wielki głód zabił na Ukrainie aż 4 miliony ludzi. Jest to wynik zainicjowanej przez Stalina polityki kolektywizacji. Jest to drugi zaraz po Holocauście największy w historii akt ludobójstwa. Dlaczego Stalin bał się ukraińskich chłopów? Czy temat głodu na Ukrainie jest znany Europie Zachodniej? W studiu Dzień Dobry TVN gościliśmy Anne Applebaum, która W wieku 84 lat zmarł w Waszyngtonie z powodu komplikacji po przejściu covid-19 były sekretarz stanu, emerytowany gen. Colin Powell. Był jednym z najpopularniejszych i najciekawszych polityków amerykańskich – jako pierwszy w historii USA czarnoskóry wojskowy doszedł do najwyższych stanowisk w armii i w hierarchii władzy. RT @WisiaSlav: Trwa #dyskryminacja narodowości 🇷🇺rosyjskiej. Wstrętnie zachował się LOT- od dawna w obcych łapach! Rządy na siłę chcą Nas skłócić z Rosją i doprowadzić do tego, żeby każdy Rosjanin nienawidził Polaków. Dziś masz kochać 🇺🇦potomków UPA i SS Galizien. Antypolskie #ścierwa! 28 Apr 2023 18:11:49 Profesor Materski przypomina, że nie jest do końca jasne dlaczego Stalin i kierownictwo bolszewickiej partii zdecydowali się na zgładzenie polskich jeńców. Jak tłumaczy, pierwotnie Polaków miał spotkać inny los, ponieważ jeszcze pod koniec lutego 1940 roku, około 600 jeńców zostało skazanych na roboty w systemie GUŁagów. Polacy ratujący Żydów. Kilka historii odważnych ludzi - Przystanek Historia - Szacuje się, że na ziemiach polskich w okresie okupacji niemieckiej, w dzieło pomocy ludności żydowskiej zaangażowanych było od 30 tys. do 300 tys. Polaków. Tylko niewielka część z nich została uhonorowana medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata. Dịch Vụ Hỗ Trợ Vay Tiền Nhanh 1s. Pod koniec lat 20. Stalin zaplanował przyspieszenie rewolucji. Pierwsza pięciolatka miała zlikwidować bogate chłopstwo, a resztę zrzeszyć w kołchozach. Postanowiono także znacznie zwiększyć wydajność przemysłu. Robotników należało więc zmusić do pracy ponad normę, nie biorąc jednak pod uwagę faktu, że wykonywali oni ją na starych, pamiętających jeszcze carską epokę, maszynach. Przemęczeni, głodni ludzie i wyeksploatowane urządzenia – to z pewnością groziło wieloma wypadkami. A te z kolei mogły skutkować niepokojami car miał jednak „genialną” wymówkę i jeszcze bardziej błyskotliwy pomysł, jak zaradzić tym problemom: „przyczyną przyszłych nieszczęść będą (…) sabotażyści. Fachowcy i specjaliści, wykształceni jeszcze za cara. Oczywiście nienawidzą dyktatury proletariatu. I szkodzą”. Stalin trafnie postawił na ślepą nienawiść ciemnych mas do ludzi wykształconych i inteligentnych. Znalazł też ujście w tej nienawiści: w ulubionym słowie tłumu „bij”.Inżynierowie twoim wrogiem!Czekiści pod wodzą funkcjonariusza służb specjalnych ZSRR najwyższego szczebla, Gienricha Jagody, z ochotą wzięli się więc za realizację stalinowskiego pomysłu. Masowe aresztowania dotknęły profesorów, ekonomistów, specjalistów w dziedzinach nauki i techniki. Państwowa propaganda informowała społeczeństwo, że w kraju działa potężna, podziemna, „przemysłowa” organizacja terrorystyczna licząca 200 tysięcy członków. I gotowa jest do przejęcia władzy!Efektem tego „polowania na czarownice” był szereg pokazowych procesów. Niektóre z nich zostały starannie wyreżyserowane przez samego Stalina. A jak zareagował prosty lud? Oczywiście oburzeniem, domagając się na wiecach rozstrzelania podłych trzeba chyba dodawać, że skutki tego posunięcia były opłakane dla sowieckiej gospodarki. W fabrykach i kopalniach zabrakło doświadczonych specjalistów. Ponieważ zarządzanie placówkami przejęli ludzie niewykształceni, dochodziło do przestojów w produkcji. Stalin jednak i na to znalazł antidotum – rozkazał dowozić kadrę kierowniczą do zakładów z więzień – a na nocleg odstawiać ich tam z powrotem!Towarzysz Stalin ruguje nieprzyzwoite scenySeks w państwie radzieckim nie istniał, przynajmniej teoretycznie. Zgodnie z oficjalną linią partii prawdziwy bolszewik musiał mieć czyste, niczym nieskalane myśli. To jednak nie przeszkadzało licznym szychom z otoczenia Stalina oddawać się z upodobaniem cielesnym uciechom, niekiedy dość perwersyjnym. Sam dyktator oprócz dwóch żon miał liczne kochanki. Wśród jego wybranek znalazła się i gosposia, z którą ponoć łączył go intymny związek do końca potrzeb propagandowych Stalin był jednak skromnym, pruderyjnym komunistą. Nawet widok nagich kolan jego córki Swietłany, czy jej zbyt wyzywające spojrzenie na fotografiach, przyprawiały go o wściekłość. Wódz w tych sprawach ingerował również w kino, które uważał za „najważniejszą ze wszystkich sztuk” (rzecz jasna ze względu na bycie głównym narzędziem w utrwalaniu jego posągowego wizerunku). Pewnego razu sowieckiego dyktatora tak zbulwersował „zbyt namiętny” pocałunek w pierwszej scenie uroczej komedii muzycznej „Wołga, Wołga”, że rozkazał ją wyciąć. Jego urzędnicy, chcąc przypodobać się wodzowi, poszli jeszcze dalej i zakazali jakichkolwiek pocałunków we wszystkich radzieckich filmach!Podobnie było z drugą częścią ekranizacji o Iwanie Groźnym pt. „Spisek bojarów” w reżyserii Siergieja Eisensteina z 1948 roku. Stalin, który mocno identyfikował się z carem, czuł się zniesmaczony sceną pocałunku Iwana. Podobnie, jak w przypadku poprzedniej kinowej produkcji, uznał ją za zbyt długą i polecił wyciąć. Sam film wzbudził jednak takie kontrowersje w partyjnych kręgach, że odłożono go na półkę i pokazano oficjalnie dopiero w 1958 dyktatora nie ograniczała się tylko do kina. Kiedy podczas opery „Eugeniusz Oniegin” jedna z jej głównych bohaterek, Tatiana, pojawiła się na scenie ubrana tylko w koszulę nocną, wódz miał wykrzyknąć: „Jak kobieta może pokazywać się mężczyźnie w takim stroju?” Nietrudno się domyślić, że w następnych przedstawieniach reżyser zmuszony był ubrać kobietę w nieco bardziej purytański pasja dyktatoraJednym z hobby Stalina było pielęgnowanie ogrodu. Spędzał w ten sposób praktycznie każdą wolną chwilę. Do pracy na grządkach zmuszał również swoich partyjnych towarzyszy. Dyktator uważał się wręcz za eksperta w tej dziedzinie. Obok swoich licznych dacz, czyli małych domków letniskowych, polecił zbudować szklarnie, w których sadził… cytrusy. Uwielbiał też róże. Jako zdeklarowany wyznawca „łysenkizmu” uważał, że każda roślina zdolna jest przystosować się do nowych, nawet ekstremalnych warunków. Jak stwierdził Simon Ings w swojej najnowszej książce „Stalin i naukowcy”:W 1946 roku z wyjątkową pasją skupił się na cytrynach, zlecając ich sadzenie nie tylko na wybrzeżach Gruzji, gdzie radziły sobie całkiem nieźle, ale także w takich miejscach jak Krym, gdzie błyskawicznie wyniszczyły je zimowe wcale to jednak nie zniechęciło, wprost przeciwnie. W 1949 roku radzieckie gazety doniosły, że uczeni znaleźli sposób, aby zamienić piaszczystą pustynię Kara-kum w kwitnącą plantację bawełny. Podobne próby czyniono już dwadzieścia lat wcześniej, kiedy zbudowano sieć kanałów irygacyjnych doprowadzających do pustyni wodę z wielkich rzek: Amu–darii i Syr–darii. Całe przedsięwzięcie zakończyło się fiaskiem, ponieważ woda, zanim dotarła do plantacji, wyparowywała bądź wsiąkała w piaszczystą glebę. Zaczęło też wysychać Jezioro Aralskie, które dziś wygląda jak ciekawe, pogląd, że rośliny można zmusić do życia w nowych dla nich warunkach, próbowano przetestować w praktyce również w stalinowskiej Polsce. W Instytucie Hodowli i Aklimatyzacji Roślin w Puławach pojawiły się poletka ryżowe. Nasze pegeery również przygotowywały się do podjęcia upraw ryżu na dużą skalę. Niestety, eksperyment był kosztowny, zbiory marne, a na fali odwilży po 1956 roku w ogóle zrezygnowano z tych doświadczeń. I w ten sposób straciliśmy niepowtarzalną okazję, by stać się światową potęgą w produkcji ryżu. Pierwszy kowboj Hollywood na celowniku towarzysza StalinaWiadomo już, że Józef Stalin był wielkim wielbicielem kina. Jego zamiłowanie miało ponadto dość sprecyzowane granice. Uwielbiał on oglądać zwłaszcza filmy historyczne i klasyczne amerykańskie westerny. Był jednak pewien aktor, którego dyktator rzekomo serdecznie nienawidził. A był nim sam John Wayne: znany, zaangażowany politycznie prawicowiec, popierającym antykomunistyczne działania senatora Josepha McCarthy’ Chruszczow twierdził, że Stalin rozkazał zlikwidować ówczesną ikonę Hollywood. Sowieckie służby w 1951 roku miały nawet wynająć w tym celu dwóch płatnych zabójców. Pewnego dnia pojawili się oni w biurze Johna Wayne’a, podając się za agentów FBI. Nie przewidzieli jednak, że ich zamiary zostały rozszyfrowane przez prawdziwych funkcjonariuszy amerykańskiego kontrwywiadu. Szybko zostali więc aresztowani. Obaj mieli potem poprosić o azyl w Stanach wierzyć Chruszczowowi, takich prób zgładzenia Wayne’a było co najmniej kilka. Czekiści zaprzestali polowania na niego dopiero po śmierci Stalina. Wtedy to władzę w Związku Radzieckim przejął właśnie Nikita Chruszczow i anulował wyrok śmierci, wydany na aktora przez czerwonego wódz odkrywa prawdę odkrytąPrzywódca Związku Radzieckiego był bardzo oczytany i posiadał ogromną bibliotekę. Znał się więc na wszystkim. W sprawach związanych na przykład z higieną „odgadnął”, w których miejscach w Moskwie należy postawić publiczne toalety. Znał również skład mydła najlepszego do użytku przez klasę robotniczą. Wiedział również, ile narzędzi będzie potrzebnych do obsługi czołgu T-34. Ba, umiał nawet rozwikłać tak zawiły problem, jak określenie parametrów łopatek sprężarki turbinowej silnika lotniczego AM-35! Mało? Stalin był ponoć również „wybitnym” lingwistą. Boris Bażanow, jeden z jego sekretarzy twierdził, że Wódz:jest niedokształcony i nie jest w stanie powiedzieć nic rozsądnego i rzeczowego na temat dyskutowanych problemów. (…) Jego przemówienia zawierają mało treści. Mówi z trudem, dobiera słowa wodząc oczami po suficie. Żadnych prac nie pisze; to co uchodzi za jego dzieła, to wystąpienia i przemówienia, wygłaszane przy rożnych okazjach – później sekretarze tworzą ze stenogramów coś w rodzaju te wszystkie ułomności nie przeszkodziły w pojawieniu się w 1950 roku drukiem jego pracy zatytułowanej „Marksizm a zagadnienia językoznawstwa”.Dla jasności, „największy językoznawca świata” – jak wtedy określali go współcześni mu pochlebcy – znał tylko dwa języki: ojczysty gruziński i rosyjski, w którym mówił z wyraźnym gruzińskim akcentem. W związku z publikacją lingwistycznych wynurzeń Wodza, przez ZSRR przewaliło się wówczas istne szaleństwo. Jego tezy okrzyknięto historycznymi, pojawiło się na ich temat mnóstwo prac naukowych, odbyto wiele sesji, również w naszym kraju. Tymczasem, cytując profesora Leszka Kołakowskiego, Stalin po prostu odkrył, że:francuscy kapitaliści mówią po francusku, a francuscy robotnicy także po francusku, nie zaś w innym języku, oraz że Rosjanie przed 1917 rokiem mówili po rosyjsku, a po 1917 roku także po rosyjsku, nie zaś w innej Stalina był rzeczywiście błyskotliwy intelektualista, nieprawdaż? Bibliografia:Boriew Jurij, Prywatne życie Stalina, Oficyna Literacka Rój, Warszawa Rodney, Krwawi mordercy, maniacy szaleni i nienawistni – Od starożytności do czasów współczesnych, Bellona, Warszawa Simon, Stalin i naukowcy, Agora, Warszawa 2017 Kenez Peter, Odkłamana historia Związku Radzieckiego, Bellona, Warszawa Piotr, Łysenkizm w botanice polskiej, „Kwartalnik Historii Nauki i Techniki”, tom 53/2 Leszek, Główne nurty marksizmu tom 3, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa Evan, Czas Stalina, Bellona, Warszawa Sebag Simon, Stalin. Dwór czerwonego cara, Wydawnictwo MAGNUM, Warszawa Edward, Stalin, Wydawnictwo MAGNUM, Warszawa Józef, Marksizm a zagadnienia językoznawstwa, Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (Uniwersytet Warszawski), Warszawa Tadeusz, Stalin i filmowcy, plik pdf. dostęp 4 listopada Kaliński - specjalista od II wojny światowej i działań sił specjalnych, a także jeden z najpoczytniejszych w polskim internecie autorów z tej dziedziny. Od 2014 roku stały publicysta "Ciekawostek W 2017 roku opublikował bestsellerową "Czerwoną zarazę", a w sierpniu 2018 roku na księgarskie półki trafił "Bilans krzywd". Współautor "Polskich triumfów" i "Polskich bogów wojny".Zobacz także: Najpiękniejsza kobieta EuropyOceń jakość naszego artykułu:Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze mial ukonczone studia duchowne na jego charakterem został by archimandryta w przyjęciem święceń udał się na urlop gdzie wśród kolejarzy wpadł w zle rewolwerowcem w napadach na konwoje pieniężne dla potrzeb parti bolszewickiej’Rozpoczal życie łajdaka i takim tez czystości seksualnej rewolucjonistów bzdury. Obecność inżynierów w łagrach tłumaczy Sołżenicyn. Wśród publiczności tego tekstu wyczuwa się zapach pościeli wilgotnej od łez po ubeckich przywilejach i ujadanie neobolszewików, dla których komunizm to ładne meble i wielka płyta "rozdawana" młodym małżeństwom. Jagoda wcale nie wykazywał entuzjazmu i dlatego zapłacił najwyższą cenę. Ślepego wykonawcę swoich szalonych i zbrodniczych pomysłów znalazł Stalin w łotewskim bękarcie-Jeżowie. Czyz by inteligecja z POKOmanow, opierajac sie na madrosciach-klamstwach i technice samego Jozefa ten sam(tylko im znany sPOsob)chciala KODowym sposobem przejac wladze w Polsce?jako jego wyznawcy PO wsze czasy?Stali Bił Tylko Tych co TRZEBA - Polskich sie powtarza. Kiedyś wszystkiemu wini byli kapitaliści i obszarnicy a teraz wszystkiemu winni są "komuniści". Buahhahaha! To napiszcie o Roosvelcie i Churchilu! Bo ten "niewykształciuch" jechał z nimi jak z dziećmi! Autor tych wypocin za panowania "Soso" pisał by peany na jego cześć, jak nijaka Szymborska! Aha, szczególnie jest śmieszny zarzut, że znał tylko dwa języki! eeee to nie o krasnalu?? to nie czytamZachód stworzył komunę w Rosji by mieć rynki interes zrobili Żydzi ponieważ komuną w Rosji sterowani Żydzi. Więc po II-giej Wojnie Światowej to ta społeczność najbardziej się bogaciła, ponieważ USA też rządzili Żydzi i ich bankierzy i przedsiębiorcy grali znacznymi kartami wiedząc w co inwestować. Ale teraz o tym się nie mówi, ponieważ to jest niepoprawnie że po śmierci Stalina Gorbaczow nie został przywódcą ZSRR. Zupełnie inaczej by to się potoczyło. Tylko, że Gorbaczow w 1953 r. miał 22 lata i niestety był za młody na takie wysokie stanowisko. Szkoda. Naprawdę szkoda. A my mamy "Jarozbawa" który też wszystko wie i na wszystkim się zna. Jego genialne pomysły o przekopie, centralnym lotnisku, milionach elektrycznych aut, trzech milionach mieszkań i wiele, wiele innych, motywuje naród do pracy i będzie pamiętanych przez wiele następnych pokoleń. Widocznie naród rosyjski zasłużył sobie na takiego przywódcę. Jaki naród , taki nie dyktator stali nie byloby polski , winni dojscia Stalina do wladzy siedza i dumaja kto zaivestowal grube miliony w obalenie cara i rewolucje to jest pierwszy faktor.... Zniszczenie i profanacja grobów żołnierzy AK w Mikuliszkach na Białorusi to kolejny powód, aby władze Polski zaostrzyły kurs wobec białoruskiego reżimu. Po tym akcie okropnego barbarzyństwa, nie da się już tonować reakcji, czy twierdzić, że nic się nie stało, aby tylko ratować strzępy, jakie zostały z naszych dobrych relacji ze wschodnim sąsiadem. Najwłaściwszym chyba działaniem w tej sytuacji byłoby zupełne odejście od dyplomacji, a przejście do mocnych działań, bo tylko na takie działania reagują zdziczałe władze Białorusi. Do tej pory rząd naszego kraju wprowadził sankcje wobec Białorusi, które można by porównać z uderzeniem w głowy reżimu pałką zrobioną z puchu. Cóż bowiem dla Łukaszenki i jego siepaczy znaczy zamknięcie naszego nieba dla białoruskich linii lotniczych, lub zakaz wjazdu do Polski 210 reżimowych osób ? A czy zabolały te osoby sankcje gospodarcze? Oni dostaną od swoich panów z Rosji wszystko co im do życia w luksusie potrzebne i tym sposobem białoruski „rząd sam się wyżywi”. A naród, jak mawiał car Iwan Groźny, idol Łukaszenki i Putina – „nie zdycha”. Niektórzy mówią, że sankcje nakładane na Białoruś najbardziej uderzają właśnie w białoruski naród, a nie w ludzi reżimu i dlatego ich zdaniem najlepiej żadnych sankcji nie nakładać. Jednak należy tu zadać pytanie, a co innego może skłonić naród do powstania i zrzucenia z szyi niewolniczej pętli, którą reżim coraz bardziej zaciska? Czy doszłoby do grozy II wojny światowej, gdyby naród nie poparł Hitlera? Czy Stalin albo Putin sami, własnymi rękami, wymordowali by tak wiele niewinnych istnień? Wesprzyj nas już teraz! Po tych zbrodniach popełnianych na naszych bohaterach, których szczątki są profanowane, a groby niszczone (można powiedzieć, że zabijani są po raz drugi) nie czas na dyplomację. Rząd powinien uderzyć pięścią w stół Łukaszenki i powiedzieć jak błogosławiony prymas tysiąclecia – „Non possumus”. Nie moją rzeczą jest wskazywać rządowi środki jakich ma w tym celu użyć, bo po to jest rządem, wybranym przez naród, aby sam wiedział, co ma robić. Wiem tylko, że miarka się przebrała, że nikt nie może bezkarnie podnosić ręki na naszych polskich bohaterów, którzy oddali życie byśmy mogli być wolni. Profanacja grobów w Mikuliszkach nie jest pierwszym zamachem władz Białorusi na groby polskich żołnierzy, którzy polegli walcząc w obronie ojczyzny. Wystarczy wspomnieć trwające od wielu lat szykany stosowane przez reżim wobec ofiar stalinowskich zbrodni pochowanych na Kuropatach koło Mińska. Wielokrotnie z nakazu władz centralnych usuwano drewniane krzyże, stawiane tam przez Białorusinów i Polaków. Na terenie tego miejsca pamięci leży, jak się różnie szacuje od 100 do 250 tysięcy ofiar NKWD. Wśród nich zabici podczas zbrodni katyńskiej oraz operacji polskiej NKWD. Już w roku 2001 władze reżimowe chciały przez część cmentarzyska przeprowadzić obwodnicę Mińska. Później zbudować tu osiedle domów jednorodzinnych i park rozrywki. Po silnych społecznych protestach udało się im jedynie postawić restauracje, obok dołów śmierci. Nie dalej jak tydzień temu na terenie wsi Jodkiewicze niedaleko Grodna Nieznani sprawcy odsunęli płyty nagrobne i wykopali zwłoki ze zbiorowej mogiły, w której spoczywali dwaj polscy żołnierze polegli podczas wojny polsko-bolszewickiej oraz zabity 15 lipca 1944 roku żołnierz Armii Krajowej – Adam Pacenko. Kości naszych bohaterów zostały porozrzucane wokół mogiły, po której został tylko rozkopany dół. Czy tak postępują ludzie cywilizowani? Tak daleko, jak w Mikuliszkach i Jodkiewiczach, reżim Łukaszenki jeszcze nigdy się nie posunął. Przychodzi mi na myśl podejrzenie, że w cieniu tej profanacji, ciemnym jak piekielna smoła, kryć się może mściwy moskal. Uderzyć na nas zbrojnie nie ma sił, więc jak tchórz, mści się na szczątkach AK-owców, których zawsze nienawidził. Podobnie zresztą jak Łukaszenka, który o naszych bohaterach nie mówi inaczej jak – „bandyci i naziści”. Profanacja naszych narodowych świętości, może też być zemstą za mur, którym skutecznie odcięliśmy się od hord nielegalnych imigrantów, pchanych na granice kopniakami ruskich „bojcow”. Jak podaje Straż Graniczna od czasu postawienia zapory, ani jeden agresywny cudzoziemiec nie zdołał jej pokonać. Kiedy usłyszałem o okropnej profanacji dokonanej na grobach AK- owców, pomyślałem sobie, że może w z woli Opatrzności Bożej nie przyszło nam jeszcze postawić krzyży na grobach dziesiątek tysięcy naszych rodaków, którzy spoczywają w bezimiennych dołach śmierci na Białorusi. Myślę tu o ofiarach operacji polskiej NKWD, zbrodni katyńskiej i Obławy Augustowskiej. Gdyby te krzyże stały na pewno by je również sprofanowano i rozjeżdżono spychaczami, tak jak uczyniono to w Mikuliszkach. Miejmy nadzieję, że przyjdzie czas, kiedy będziemy mogli ekshumować, zidentyfikować i godnie pochować w poświęconej ziemi tych naszych bohaterów. I że stanie się to wówczas, kiedy na Białorusi w końcu zapanują sprawiedliwe rządy, które pozwolą im spoczywać w pokoju. Adam Białous Rzadko się zdarza, by Polak w Rosji był otaczany kultem. I to Polak, który szczerze Rosjan nienawidził, wymordował ich miliony, zdziesiątkował rosyjską inteligencję. A jednak w Rosji pomniki tego Polaka wciąż stoją, instytucje państwowe oddają mu cześć, w sklepie z pamiątkami na Kremlu można kupić T-shirty z jego wizerunkiem, a 11 września, czyli dzień urodzin tego polskiego szlachcica, jest świętem rosyjskich cywilnych służb specjalnych. Feliks Dzierżyński nadal traktowany jest w Rosji jak półbóg. Dla wywodzących się z KGB elit jest „świętym" założycielem sowieckiej bezpieki. Z podobną estymą traktuje się go na Białorusi, gdzie dodatkowo jest swojakiem z Mińszczyzny. Kult „Żelaznego Feliksa" zaszczepiano w całym dawnym bloku sowieckim. Lubiący się płaszczyć przed Moskwą komuniści z NRD nazwali elitarny oddział swojej bezpieki Pułkiem Wartowniczym im. Feliksa Dzierżyńskiego. W PRL czczono „Krwawego Felka" pomnikami, propagandowymi publikacjami i filmami. Z kultu tego na zachód od Bugu nic już nie zostało. Zburzenie warszawskiego pomnika „Czerwonego Kata" w Warszawie w 1989 r. stało się symbolem upadku komunizmu. Co prawda w ostatnich latach nieco ociepliła jego wizerunek książka Sylwii Frołow „Dzierżyński. Miłość i rewolucja", ale Feliks Edmundowicz jest powszechnie uznawany przez Polaków za zdrajcę, mordercę i psychopatę. Niektórzy kwestionują nawet jego polskie pochodzenie etniczne. A mowa przecież cały czas o człowieku, który w gimnazjum miał odwagę, by spoliczkować rosyjskiego nauczyciela za nazwanie polskiego języka „psią mową". Warto więc zapytać: na ile Dzierżyński czuł się Polakiem? Na ile traktował rozpętany przez siebie terror w Rosji jako zemstę na ciemiężcach własnego narodu? Czy w trakcie kierowania bezpieką zdobywał się na jakieś niewytłumaczalne propolskie gesty? Pan życia i śmierci Ks. Roman Dzwonkowski, zasłużony badacz losów Kościoła w Związku Sowieckim, miał okazję usłyszeć niezwykłą relację o wymykającym się schematom zachowaniu Dzierżyńskiego. Historię tę przekazał mu ks. Piotr Pupin, proboszcz z Rubieżowa, miejscowości leżącej tuż za przedwojenną granicą polsko-sowiecką. „Otóż ksiądz Pupin opowiadał mi, że gdy w latach 50. przyjechał do Polski na pogrzeb swojej matki i odprawiał mszę św. w katedrze w Białymstoku, podszedł do niego w zakrystii jakiś starszy ksiądz i zapytał go, czy on jest z ZSRR. Gdy potwierdził, tamten powiedział tak: »A ja się co dzień modlę za Dzierżyńskiego, bo on mi życie uratował. Gdy siedziałem w Piotrogrodzie w więzieniu razem z grupą 40 księży i czekaliśmy na śmierć, bo wtedy masowo rozstrzeliwano – pewnego wieczoru przyszedł Dzierżyński i powiedział: Wychoditie czornyje kruki. I uwolnił nas«". Czyżby „Krwawemu Felkowi" przypominało się, że w młodości chciał zostać księdzem? Znana jest również relacja Wandy Bogusławskiej-Dramińskiej mówiąca o tym, jak Dzierżyński uratował jej wuja przed rozstrzelaniem. Pisze ona: „Kiedy Dzierżyński przeprowadzał dziesiątkowanie więźniów, wujek akurat musiał wystąpić jako ten dziesiąty. Być może rysy twarzy były za mało rosyjskie, w każdym razie Dzierżyński zapytał: – Odkuda ty? – A ja z Polszy, matematyk. – No, jak matematyk, to idź tam, tu na lewo, tu na prawo, tam długi korytarz, później drzwi i wyjdź, i idź! I wyjście okazało się na wolność". Przypadek okazania łaski polskim więźniom przez Dzierżyńskiego opisał również Bogdan Jaxa-Ronikier w wydanej w 1933 r. książce „Dzierżyński, czerwony kat". Wśród ludzi osobiście ocalonych przez szefa Czeka miał się znaleźć sam Jaxa-Ronikier. Twórca sowieckiej bezpieki rozpoznał w nim człowieka, z którym kiedyś siedział w więzieniu (Jaxa-Ronikier, przedstawiciel elit społecznych, trafił za kraty... za zamordowanie swojego szwagra). Dzierżyński miał opowiedzieć mu historię swojego życia, tłumacząc się ze swojego pragnienia zemsty na Rosjanach. Ciekawie napisana relacja Jaxy-Ronikiera jest jednak powszechnie uznawana za fikcję literacką. Choć Jaxę-Ronikiera łatwo zdeprecjonować jako kryminalistę i fantastę, to zdarzało się przecież, że Dzierżyński pomagał również niekwestionowanym polskim patriotom. W 1918 r. Bolesław Wieniawa-Długoszowski (ówcześnie członek POW, później jeden z najbardziej znanych współpracowników marszałka Piłsudskiego, nominowany w 1939 r. na prezydenta RP) został aresztowany w Moskwie przez Czeka i osadzony w areszcie na Łubiance. Szybko stamtąd wyszedł, a to za sprawą bezpośredniej interwencji Dzierżyńskiego. Jadwiga Sosnkowska, żona późniejszego wodza naczelnego z II wojny światowej, wspomina, że jej matka wielokrotnie chodziła do Dzierżyńskiego w 1918 r., do jego gabinetu na Łubiance, gdzie wskazywała ludzi, których powinien zwolnić z więzień. Zawsze spełniał prośbę. Kuzyn Piłsudskiego Wśród osób, którym „Krwawy Felek" prawdopodobnie uratował życie, znalazł się również... Józef Piłsudski. W 1923 r. Mieczysław Łoganowski, rezydent sowieckich cywilnych tajnych służb w Warszawie, opracował plan zamordowania Marszałka. Grupa komunistycznych dywersantów, udająca endeckich studentów, miała napaść na słabo chronioną willę Milusin w Sulejówku, w której mieszkał Piłsudski wraz z rodziną. Jak pisał Tadeusz Płużański: „Jakie cele, prócz najważniejszego – pozbycia się przywódcy polskiego państwa – chcieli osiągnąć Sowieci? Otóż słusznie spodziewali się wybuchu zamieszek, a nawet wojny domowej. (...) Do akcji odwetowej przystąpiliby zwolennicy zgładzonego Marszałka. Przypomnijmy, że niedawno zabity został pierwszy prezydent II RP Gabriel Narutowicz i sytuacja społeczno-polityczna była mocno kryzysowa. Korzystając z tych nastrojów, komuniści zamierzali wzniecić upragnioną rewolucję. Plan Łoganowskiego gorąco popierał jeden ze zdrajców z Tymczasowego Komitetu Rewolucyjnego Polski – Józef Unszlicht. Nie został jednak zrealizowany, gdyż zdecydowanie sprzeciwiła się mu... centrala w Moskwie w osobie Feliksa Dzierżyńskiego, przełożonego Łoganowskiego. Krwawy Feluś uznał, że w walce z pańską Polską wystarczą agitacja i dywersja". Łoganowski nie dawał jednak za wygraną i opracował kolejny plan zgładzenia marszałka Piłsudskiego. Tym razem zabójstwo miało być wyjątkowo spektakularne: „Przygotował potężny ładunek wybuchowy, aby odpalić go w centrum Warszawy. Termin ustalono na 3 maja 1923 r. – kolejną rocznicę uchwalenia pierwszej nowoczesnej konstytucji nowożytnej Europy. Eksplozja bomby była przewidziana w momencie, gdy marszałek Piłsudski razem z zaproszonym gościem – marszałkiem Francji Ferdinandem Fochem – odsłanialiby pomnik ks. Józefa Poniatowskiego na placu przed Pałacem Saskim. Wybuch miał zabić również dowódców Wojska Polskiego oraz najwyższych dostojników państwowych. Ofiarami padliby ponadto zagraniczni notable i warszawiacy (święto 3 maja przyciągało po odzyskaniu niepodległości tłumy ludzi). Tym razem Moskwa zaakceptowała plan. W ostatniej chwili terrorystyczny zamach został jednak zastopowany przez wysokiego rangą urzędnika sowieckiego, który ponoć przestraszył się konsekwencji. Nie ulega jednak wątpliwości, że akcję musiał wstrzymać ktoś na Kremlu – Dzierżyński" – wskazuje Płużański. W maju 1926 r. Komunistyczna Partia Polski dokonała zadziwiającego łamańca ideologicznego – poparła zamach stanu dokonany przez Piłsudskiego. Zrobiła to, choć wcześniej sowieccy dyplomaci prowadzili obiecujący dialog z endecją (opisany w książce Mariusza Wołosa „O Piłsudskim, Dmowskim i zamachu majowym"). Poparcie KPP dla piłsudczykowskich puczystów zostało później uznane za „błąd majowy" i stało się dla stalinowskich śledczych jednym z dowodów na głęboką penetrację tej partii przez polskie tajne służby. Czy do „błędu majowego" jednak doszło z powodu machinacji Dzierżyńskiego? Decydenci na Kremlu zostali przekonani, że Piłsudskiego warto poprzeć, bo będzie polskim Kiereńskim, słabym przywódcą, który wywoła chaos umożliwiający rewolucję komunistyczną w Polsce. Doskonale zorientowany w polskich sprawach szef sowieckiej bezpieki jakoś nie wyrwał ich z tego błędnego myślenia... Autopromocja Specjalna oferta letnia Pełen dostęp do treści "Rzeczpospolitej" za 5,90 zł/miesiąc KUP TERAZ Być może na zachowanie Dzierżyńskiego miało wpływ to, że Piłsudski był jego... dalekim kuzynem. Siostra „Krwawego Felka" Aldona Bułhak mieszkała w willi Marszałka w Sulejówku, a później w Belwederze. Jej syn był wówczas adiutantem Piłsudskiego. Feliks utrzymywał z siostrą kontakt korespondencyjny (co można uznać też za świetny kanał do ewentualnych tajnych kontaktów z Marszałkiem). Cały czas zapewniał ją, że kierują nim te same patriotyczne przekonania co w młodości: „Gdybyś widziała, jak żyję, gdybyś mi w oczy zajrzała – zrozumiałabyś, raczej odczułabyś – że pozostałem tym samym co dawniej" – pisał do niej w 1919 r. Siewca chaosu W II RP słusznie postrzegano Dzierżyńskiego jako zbrodniarza. Zdarzało się jednak, że dostrzegano w nim... polskiego mściciela. Krążyła anegdota o spotkaniu „Krwawego Felka" z Leonem Wasilewskim, bliskim współpracownikiem Piłsudskiego, podczas polsko-bolszewickich negocjacji pokojowych. Obaj znali się jeszcze z czasów rewolucji 1905 r. Dzierżyński miał go spytać, co o nim mówią w Warszawie. „Mówią, że mordujesz tysiące ludzi..." – bezceremonialnie odparł Wasilewski. Dzierżyński skorygował go: „Ale ja morduję nie ludzi, tylko Ruskich!". W ciekawy sposób sportretował twórcę sowieckiej bezpieki Ferdynand Antoni Ossendowski, pisarz znany ze swojego antykomunizmu, uciekinier z pogrążonej w rewolucyjnym chaosie Syberii. W swoim bestsellerowym „Leninie" (powieści, z powodu której NKWD rozkopało w 1945 r. grób Ossendowskiego, by sprawdzić, czy ten „wróg Związku Sowieckiego" naprawdę nie żyje) Ossendowski umieścił scenę, w której Dzierżyński jest bliski... zabicia Lenina. „Dzierżyński postąpił krok naprzód i szybkim, drapieżnym ruchem pochylił głowę. – Przyszedłem... – syknął – aby przypomnieć wam naszą pierwszą rozmowę w pałacu Taurydzkim w dzień powstania... Przyrzekliście postawić mnie na czele rządu polskiego, towarzyszu... – Wyznaczyłem Worosziłowa – odpowiedział Lenin. – Musi to być Rosjanin, gdyż Rosja będzie prowadziła wojnę z Polską. – Towarzyszu... – podniósł głos Dzierżyński, grożąc oczami – towarzyszu, rzekliście słowo... Można okłamywać ciemnych chłopów waszych, oszalałych robotników, buntowniczych i leniwych, ale nie mnie!... Ja wiem, czego żądam!... Wy nie rozumiecie tego, na co się porywacie! Wy nie znacie polskiego ludu! To nie Rosjanie! Polacy miłują sercem każdą grudkę ziemi, każde drzewo, każdą cegłę kościoła... Oni mogą się kłócić i za bary wodzić, lecz gdy o kraj pójdzie, gorze temu śmiałkowi, który nań się targnie!... Tam tylko ja oszukać, omamić, uśpić baczność i trwogę potrafię! Tylko ja! Za moją wierną służbę, za morze przelanej krwi, za pogardę i nienawiść, otaczające imię moje, żądam tego! Wyprostował się, lecz wzroku nie spuszczał z oczu Lenina. Ciężko oddychał i zaciskał ręką twarz drgającą. Chwilami kurczyła się tak, że odsłaniała mu zęby i dziąsła, jak gdyby krzyczał przeraźliwie, to znów rozchylała usta i zwężała oczy w straszliwej masce śmiechu. (...) Dzierżyński uderzył dłonią w stół i szepnął: – Żądam! Słyszysz ty, kusicielu, najeźdźco tatarski? Wyjdę stąd albo z dokumentem, podpisanym przez ciebie, albo po to, aby oznajmić, że umarłeś... Wiedz, że moi ludzie są tu wszędzie... Jeżeli zechcę, każę wymordować wszystkich w Kremlu... Żądam! Jeszcze raz uderzył pięścią w stół i umilknął. Lenin wyciągnął rękę do dzwonka elektrycznego. – Nie trudź się... dzwonek nie działa – syknął Dzierżyński, szyderczo patrząc na dyktatora. – Zresztą dziś w Kremlu na warcie stoją moi ludzie... Lenin nagle się zaśmiał. Żółta twarz stała się uprzejma i wesoła. – Chciałem prosić o papier! – zawołał. – Tylko o papier, cha, cha!". W II RP mało kto płakał nad losem carskiej Rosji. Co prawda w bardzo wielu publikacjach wskazywano na „azjatyckie barbarzyństwo" bolszewików i podkreślano, że stanowią zagrożenie dla Polski i całej cywilizacji ludzkiej, ale upadek państwa carów powszechnie uznawano za akt sprawiedliwości dziejowej. Czy Polska mogłaby bowiem się odrodzić, gdyby Imperium Rosyjskie nie upadło? Przed I wojną światową Rosja rozwijała się gospodarczo podobnie dynamicznie jak współczesne Chiny. Powstawały prognozy mówiące, że obok Stanów Zjednoczonych zdoła w ciągu półwiecza wygrać rywalizację ze starymi mocarstwami kolonialnymi. Rosja ze swoją ogromną armią była też jednym z filarów antyniemieckiej koalicji w I wojnie światowej. Gdyby nie doszło do rewolucji, Imperium Rosyjskie znalazłoby się wśród tych, którzy dyktowaliby warunki pokoju. Polska mogłaby się wówczas odrodzić jedynie jako małe wasalne państewko podporządkowane wielkiemu wschodniemu sąsiadowi. To, że tak się nie stało, w dużej mierze wynikało z tego, że dawne Imperium Rosyjskie zostało pogrążone w chaosie przez bolszewików. Rewolucja i wojna domowa zmieniły dynamicznie rozwijający się kraj w ruinę, zdziesiątkowały rosyjską inteligencję, w tym specjalistów mogących podźwignąć jej przemysł. Potężna rosyjska armia przemieniła się w zdezorganizowaną hordę, która nie była w stanie poradzić sobie nawet ze stosunkowo słabymi siłami odrodzonej Polski. Straciła aż do lat 30. zdolność prowadzenia dużych wojen ofensywnych. Ten pogrom był również w pewien sposób „zasługą" Dzierżyńskiego, którego szalony terror bił w rosyjskie elity, w tym wojskowe. Dzierżyński mógł przez to sprawiać wrażenie wrogiego agenta. Choćby wtedy, gdy w 1918 r. kazał rozstrzelać całe kierownictwo wywiadu wojskowego – doświadczonych carskich specjalistów, którzy przeszli na stronę bolszewików. Pokonany przez agenta ochrany Jeśli Dzierżyński rzeczywiście widział się w roli polskiego mściciela i pogromcy moskiewskiego imperializmu, to sam zniweczył swoją strategię, wspierając Stalina w kremlowskiej „grze o tron". Jak po latach Ławrientij Beria wyjaśniał swojemu synowi Sergo: Stalin wydawał się w ostatnich latach życia Lenina najmniej niebezpiecznym kandydatem do objęcia władzy po wodzu rewolucji. Trocki, Kamieniew czy Zinowjew postrzegali go jako nudnego aparatczyka, który może być kompromisowym kandydatem do przywództwa w partii. Miał porządzić kilka lat, a potem zostać wymieniony na kogoś poważniejszego, gdy któraś z partyjnych frakcji odniesie zwycięstwo nad innymi. Dzierżyński też hołdował tej iluzji. Aż w lipcu 1926 r. nastąpił wstrząs. Na jego biurko, w partii dokumentów wysyłanych sukcesywnie do centrali z leningradzkich archiwów, trafiła teczka wyraźnie wskazująca, że Stalin był jednym z najbardziej niebezpiecznych agentów ochrany (carskiej policji politycznej) w partii bolszewickiej (historię pracy Stalina dla ochrany oraz dzieje jego teczki drobiazgowo odtworzył amerykański historyk, były więzień Gułagu Roman Brackman w książce „The Secret Life of Joseph Stalin: A Hidden Life"). Teczka ta przez niemal dekadę leżała w archiwum pomiędzy mało ważnymi papierzyskami, ponieważ przeglądający ją funkcjonariusze nie kojarzyli nazwiska Iosif Dżugaszwili, prawdziwego nazwiska Stalina, którego używał, gdy został zarejestrowany jako TW przez ochranę. Dzierżyński był w szoku. Służący rosyjskiemu imperializmowi wróg przedostał się na sam szczyt w partii! Dwa dni później, 20 lipca 1926 r., Dzierżyński przemawia na partyjnym plenum. Jego długa mowa jest wołaniem o pomoc. Nie może powiedzieć wprost, co się stało, ale daje sugestie dotyczące wroga wewnętrznego. Słuchacze widzą w tym typową dla szefa bezpieki paranoiczną propagandową retorykę. Widzą jednak, że „Żelazny Feliks" jest w fatalnym stanie psychicznym. Dzierżyński co jakiś czas sięga po stojącą na mównicy szklankę z wodą, która jest sukcesywnie uzupełniana płynem. Nagle gwałtownie się osuwa. Zawał serca. Wezwany lekarz aplikuje mu zastrzyk. Szef bezpieki nie trafia jednak na ostry dyżur do szpitala. Wiozą go do jego mieszkania, gdzie pozwalają mu umrzeć. Później dochodzi do matactw w dokumentacji medycznej i w oficjalnych komunikatach. Raz podaje się jako przyczynę śmierci zawał serca, innym razem wylew. Wiele osób podejrzewa otrucie. 22 lipca 1926 r. Feliks Dzierżyński został z pełnymi honorami pochowany pod murem Kremla. Na jego cześć przemianowano na Dzierżyńsk miasteczko Kojadnów leżące w pobliżu dworku Dzierżyńskich. W 1932 r. będzie ono stolicą Polskiego Rejonu Narodowego im. Feliksa Dzierżyńskiego, który został unicestwiony, wraz ze sporą częścią miejscowych Polaków, w trakcie ludobójczej „operacji polskiej" NKWD z 1937 r. Tragicznie potoczyły się też losy części członków rodziny Dzierżyńskich. Starszy brat Feliksa Stanisław został zabity w 1917 r. w rodzinnym majątku przez rosyjskich maruderów. Ponoć na rozkaz Feliksa wytropiono morderców i bez większych ceregieli zgładzono. Drugi starszy brat, Kazimierz, był związany z AK. Zginął wraz z żoną podczas niemieckiej pacyfikacji rodzinnego dworu w 1943 r. Inny brat, Władysław, był pułkownikiem Wojska Polskiego i wybitnym neurologiem. Angażował się w działalność AK i został za to rozstrzelany przez Niemców w Zgierzu w 1942 r. Aldona Bułhak próbowała ratować przed śmiercią gen. Emila Fieldorfa, interweniując w jego sprawie u marionetkowych stalinowskich władz PRL. Bezskutecznie. Udało się jej za to ocalić przed śmiercią w ubeckim więzieniu swojego krewnego Władysława Siłę-Nowickiego, żołnierza WiN, a później znanego mecenasa i opozycjonistę. Może gdyby Feliks Dzierżyński nie odkrył teczki Stalina, pożył dłużej i przeszedł na emeryturę, stałby się ofiarą „operacji polskiej" NKWD z 1937 r. Może jednak wcześniej sam postawiłby Stalina pod ścianą i rozstrzelał jako „imperialistycznego agenta". Józef Stalin zmarł 5 marca 1953 roku. Dwa dni po jego śmierci Rada Państwa i Rada Ministrów postanowiły uczcić zmarłego przywódcę Związku Radzieckiego i przemianować Katowice na Stalinogród, a województwo katowickie na stalinogrodzkie. Dwa dni po śmierci Józefa Stalina Rada Państwa i Rada Ministrów postanowiły uczcić zmarłego przywódcę Związku Radzieckiego i przemianować Katowice na Stalinogród, a województwo katowickie na stalinogrodzkie. Przyczyny wyboru akurat tego miasta nie są znane. Wydaje się, że w dużej mierze zadecydował jego przemysłowy charakter. Zmiana nazwy była wyrazem niemal religijnego kultu, jakim otaczano "Wielkiego Wodza" i "Nauczyciela mas pracujących". Katowice nie były zresztą jedynym miastem, które zostało przemianowane dla uczczenia przywódcy ZSRR. W maju 1953 r. niemieckie Eisenhüttenstadt przemianowano na Stalinstadt. Śmierć Stalina była początkiem ogromnych zmian w całym bloku wschodnim. Mijały czasy bezwzględnego terroru, który w Polsce stosowano wobec żołnierzy AK, członków antykomunistycznego podziemia oraz wszystkich, którzy mieli inną wizję kraju od wówczas obowiązującej. Rozliczenie ze stalinowską przeszłością zapoczątkował wygłoszony przez Nikitę Chruszczowa na XX Zjeździe KPZR referat O kulcie jednostki i jego następstwach, w którym Stalin został oskarżony o "wypaczenia" komunizmu. Zmiana sytuacji politycznej spowodowała przywrócenie śląskiemu miastu jego pierwotnej nazwy 21 października 1956 r. Autorem tekstu Zmiana nazwy Katowic na Stalinogród na znak żałoby po śmierci Stalinajest BW. Materiał został opublikowany na licencji CC BY-SA Czytaj też:Polska żałoba po śmierci Stalina. Opuszczone flagi, apele w zakładach i liczne wspomnienia „wodza ludzkości” Źródło: Muzeum Historii Polski "Idziemy" nr 32/2010 Zbrodnia warszawska, czyli jak Stalin pozwolił wykrwawić się Warszawie z Mikołajem Iwanowem, rosyjskim historykiem mieszkającym w Polsce, autorem „Powstania warszawskiego widzianego z Moskwy” rozmawia Marek Krukowski Dlaczego Rosjanin napisał książkę o powstaniu warszawskim? W Rosji powstanie warszawskie jest właściwie nieznane. Jeżeli tragedia katyńska po tym, co się stało pod Smoleńskiem, przebiła się do szerszych kręgów społeczeństwa rosyjskiego, to o powstaniu nie wie prawie nikt. Moja książka jest więc próbą przerwania milczenia ze strony Rosjan na ten temat. Cały świat jest winien Polakom prawdę o powstaniu. I Brytyjczycy, i Amerykanie, i – przede wszystkim – Rosjanie. Pan pisze o powstaniu jako o „drugim Katyniu”. Dlaczego? W czasie powstania w pewien sposób odżył pakt Ribbentrop-Mołotow. Armia Czerwona, nie pomagając powstańcom, pozwalając na zniszczenie Warszawy i zabicie ponad 200 tysięcy osób, współpracowała z Hitlerem. Co do tego nie mam żadnych wątpliwości. Stalin po prostu postanowił zniszczyć niemieckimi rękami elitę intelektualną narodu polskiego, zniszczyć tych, którzy stali na przeszkodzie jego planom skomunizowania Polski. Dlatego określa Pan postawę Stalina wobec sierpniowego zrywu mianem „zbrodni wojennej”? Dowództwo Armii Czerwonej, a pamiętajmy, że Stalin był jej wodzem naczelnym, miało dwa plany zajęcia Warszawy: jeszcze w sierpniu oraz we wrześniu 1944 roku. To, że Stalin z nich zrezygnował, nie udzielając tym samym pomocy walczącej Warszawie, było wykalkulowaną decyzją polityczną, nie mającą żadnego uzasadnienia z wojskowego punktu widzenia. Co więcej, Stalin wstrzymał ofensywę wbrew logice wojennej. Decyzja ta pogorszyła położenie strategiczne Armii Czerwonej. Przedłużyła o kilka miesięcy II wojnę światową, a przez to spowodowała dużo większe straty wśród wojska i ludności cywilnej. To, że Sowieci czekali, aż Warszawa się wykrwawi, nie jest tezą nową. Problem, podobnie jak w sprawie katyńskiej, polega na niezbitym udowodnieniu tego na podstawie radzieckich dokumentów. Czy to się Panu udało? Kiedy w 1943 roku Niemcy ujawnili zbrodnię katyńską, Stalin zrozumiał, że popełnił ogromny błąd. Polegał on według niego, oczywiście, nie na samym wydaniu rozkazu o likwidacji polskich jeńców, tylko na tym, że nie została ona przeprowadzona w głębi ZSRR. Stalin wcześniej nie przypuszczał, że wojna z Niemcami przyniesie początkowo tak wielkie klęski Armii Czerwonej, że hitlerowcy dojdą pod Leningrad, Moskwę, Stalingrad czy do Kaukazu. Dlatego swoją zbrodnię na Warszawie postanowił ukryć o wiele głębiej… Czyli takich jednoznacznych dokumentów, jak w sprawie katyńskiej, nie ma? Nie udało mi się znaleźć dokumentów zawierających wyraźny rozkaz wstrzymania ofensywy na Warszawę. Dotarłem natomiast do innych rozkazów, wydawanych na szczeblu pułku, dywizji czy nawet armii, z których wynika, że taka decyzja musiała zapaść. Jestem przekonany, że wcześniej czy później jednoznaczny dowód się znajdzie, bo dokumenty nie giną. Może nie będzie to rozkaz Stalina, ale na przykład protokoły posiedzeń Biura Politycznego partii bolszewickiej czy najwyższego dowództwa Armii Czerwonej, podczas których dyskutowano kwestię powstania warszawskiego, a Stalin formułował swoje stanowisko. Mógłby Pan podać przykład takiego pośredniego dowodu? Takich świadectw jest wiele. Jednym z najbardziej wymownych jest zbiór dokumentów 16. Armii Lotniczej operującej w rejonie Warszawy. Jej dowódca wydał zakaz lotów nad miastem, a więc także i zakaz wspierania walczących powstańców. Obowiązywał on do 10 września. Do tego czasu startujące z Okęcia czy Bielan sztukasy mogły bezkarnie bombardować miasto. Czy w Rosji uzyskał Pan dostęp do wszystkich archiwów i dokumentów, do których chciał Pan dotrzeć? Niestety, mimo starań, to mi się nie udało. Pod tym względem od czasów sowieckich niewiele się zmieniło. Owszem, był okres otwarcia za prezydentury Jelcyna, ale teraz wiele dokumentów wówczas udostępnianych, a nawet opublikowanych, znów jest niedostępnych. Niemniej uważam, że w rezultacie tragedii smoleńskiej to się zmieni. Powoli archiwa będą otwierane. Stosuje Pan jeszcze inne „katyńskie” odniesienia. Pisze Pan o „kłamstwie warszawskim”. Było ono złożone i funkcjonowało na kilku poziomach. Na początku Stalin ignorował powstanie i zaprzeczał, że ono wybuchło. Był przekonany, że w związku z przytłaczającą przewagą niemiecką zostanie ono w parę dni stłumione. Kiedy zaś pod wpływem nalegań sojuszników zdecydował się udzielić Warszawie pomocy, a uczynił to półtora miesiąca po wybuchu powstania, zrobił to w tak ograniczony sposób, by miasta nie zdobyć. Jak należy zatem interpretować pomoc, której Stalin udzielał walczącej Warszawie? Stalin chciał po prostu przedłużyć agonię powstania. Żołnierze Berlinga zostali wysłani na drugą stronę rzeki praktycznie na akcję samobójczą. Kiedy oni ginęli, Armia Czerwona stała obok i przypatrywała się zagładzie miasta. Stalin prowadził wojnę totalną, nie liczył się z życiem żołnierzy. O marszałku Żukowie ci ostatni mówili „generał-śmierć”. Gdyby było trzeba, rzuciłby wszystkie swoje siły nawet do ataku czołowego na Warszawę. Dlatego nieprawdziwy jest pojawiający się argument, że skuteczna pomoc powstaniu była niemożliwa ze względu na ogromne potencjalne straty. Pozostańmy jeszcze przy kłamstwie. Stalin ukuł tezę, że Armia Czerwona nie mogła zdobyć Warszawy i przyjść z pomocą powstaniu. Powtarzali ją potem historycy sowieccy i rosyjscy, a za tymi pierwszymi polscy historycy – funkcjonariusze frontu ideologicznego. Jest to całkowitą nieprawdą. O planach zdobycia miasta już wspomniałem. Wszystkie dokumenty, jakie znalazłem i przytoczyłem w książce dowodzą, że Armia Czerwona miała niczym nieograniczone możliwości, by pomóc powstaniu. Jej przewaga była miażdżąca. Niemcy mieli zdezorganizowane linie obrony. Nie obsadzili na przykład całej linii Wisły poniżej Warszawy. Ich położenie było, ogólnie rzecz biorąc, beznadziejne. Kłamstwem jest także twierdzenie, iż Armia Czerwona miała nazbyt rozciągnięte linie komunikacyjne i problemy z dostawami amunicji czy paliwa. Zbadałem dokumenty Wydziału Zaopatrzenia I Frontu Białoruskiego, który szedł na Warszawę. Wynika z nich niezbicie, że o brakach w zaopatrzeniu nie mogło być mowy. Na dodatek Rosjanie bardzo szybko odbudowywali linie kolejowe, które w zajętej przez nich części Polski nie były aż tak bardzo zniszczone. Krótko mówiąc: wojskowe możliwości udzielenia pomocy powstaniu istniały, nie było tylko woli politycznej. Inna teza głosi, że kontratak niemiecki na przedpolach Warszawy uniemożliwił zajęcie Pragi na przełomie lipca i sierpnia. To także jest pogląd fałszywy. W wyniku ograniczonego niemieckiego kontrnatarcia sowiecka 2. Armia Pancerna wcale nie utraciła swoich możliwości zaczepnych. Przemawia za tym bardzo dużo argumentów. Zaś sama teza o sukcesie niemieckiej kontrofensywy była pierwotnie wymysłem propagandy III Rzeszy, z którego Stalin skwapliwie skorzystał. Czy zgadza się Pan z tezą Wiktora Suworowa, że atak niemiecki na ZSRR wyprzedził sowieckie uderzenie na III Rzeszę? Według mnie Stalin szykował się do wojny z III Rzeszą. Przyjmował, że jest ona nieunikniona. Z tym, że początkowo wierzył w trwałość paktu Ribbentrop-Mołotow. Uważał też, że Niemcy nie zdobędą się na wojnę na dwa fronty, że muszą najpierw zwyciężyć na Zachodzie. Sądził, że wojna z Francją będzie wieloletnią wojną pozycyjną; taką, jaką była podczas I wojny światowej. Po klęsce Francji zrewidował swoje stanowisko, ale wciąż wierzył, że jeszcze ma czas. Dlatego informacje o przygotowaniach wojennych, a znał nawet dokładną datę ataku Niemiec na ZSRR, uważał za prowokacje. Czy powstanie warszawskie wymusiło na Stalinie zmianę planów wobec Polski? Nie ulega dla mnie wątpliwości, że powstanie przekonało Stalina do wprowadzenia w Polsce o wiele bardziej łagodniejszego niż sowiecki systemu komunistycznego. Podziela Pan pogląd, że tragedia smoleńska otworzy nowy rozdział w stosunkach między Rosjanami i Polakami. Czy Pana książka ma się do tego przyczynić? Chciałbym. Zobaczymy, jaka będzie reakcja na nią w Rosji. Mam też nadzieje, że w przyszłym roku ukaże się ona na rynku rosyjskim. Myślę, że krew przelana pod Smoleńskiem nie pójdzie na marne. Choć polakożercy są głośni, to większość Rosjan nie jest antypolska i lubi Polaków. Trudno znaleźć w elitach intelektualnych kogoś, kto nie miałby polskiej krwi, bądź nie miał styczności z Polską i jej kulturą. Zresztą, moja babcia była Polką. Z kolei niechęć do Rosjan nie jest cechą większości Polaków. Stąd widzę na tym polu ogromne obiektywne możliwości. Czy mówi Pan to na podstawie swoich osobistych doświadczeń? Kiedy przyjechałem do Polski ponad 30 lat temu, byłem w Polakach zakochany. Polska była dla mnie jak oddech świeżego powietrza. Tuż po przyjeździe codziennie chodziłem do kina, co wywoływało protesty mojej polskiej żony. To było zachłyśnięcie się wolnością. Ale potem bywało różnie. Miewałem trudności, musiałem wysłuchiwać, że „ten ruski” to to, czy tamto. Teraz na wszystko patrzę normalnie. Mam nadzieję, że kiedyś napiszę o tym książkę. Mam nawet dla niej tytuł: „Polska moja miłość”, ale ze znakiem zapytania. Stalin postanowił zniszczyć niemieckimi rękami tych, którzy stali na przeszkodzie jego planom skomunizowania Polski Powstanie przekonało Stalina do wprowadzenia w Polsce o wiele bardziej łagodniejszego niż sowiecki systemu komunistycznego. opr. aś/aś

dlaczego stalin nienawidził polaków